Piątek postanowiliśmy spędzić w aquaparku. Plan był taki żeby wstać rano, jechać na śniadanie nad morze i przejść się plażą do pnia Palm Jumeirah (sztucznie usypana wyspa w kształcie palmy). Tam mieliśmy spotkać się ze znajomymi i razem jechać do parku - park ten znajduje się na czubku Palmy, w hotelu Atlantis.
Chęć wyspania się jednak wzięła górę, wstaliśmy trochę później niż mieliśmy, więc zamiast spaceru po plaży była kawa w Starbucksie, a potem pojechaliśmy taksówką do parku.
Na miejscu kupiliśmy bilety, wypożyczyliśmy ręczniki i szafki i byliśmy gotowi do zabawy :)
Główną część parku zajmują baseny połączone ze sobą rzekami, po których pływa się na oponach.
Do tego jest kilka zjeżdżalni, w tym największa, od której oczywiście przez przypadek zaczęliśmy i może lepiej, bo później już bym tam chyba nie weszła :)
Zjeżdżalnia nazywa się "Leap of Faith" (Akt wiary) i po wyjściu z niej przez parę minut trzęsły mi się nogi :) Jak się okazało później, fragment zjeżdżalni jest zupełnie zamknięty i prowadzi pod wodą w akwarium z rekinami :P Ale w czasie zjazdu zupełnie tego nie widać, czuć tylko prędkość i wodę :)
Zupełnie niespodziewanie miałam też okazję zobaczyć nareszcie moje wymarzone delfiny. Pływanie z delfinami było oczywiście okropnie drogie, ale okazało się, że można je sobie poobserwować, z czego oczywiście skorzystałam :)
Niestety koło 16:00 zrobiło się już chłodno, poza tym zgłodnieliśmy więc ruszyliśmy na obiad. Padło znów na japońską restaurację i owoce morza. Knajpka ta ma swoje dyżurne koty, które przesiadują pod stołami na zewnątrz i czekają na dobre serce jedzących. Oczywiście nie omieszkałam podzielić się swoimi krewetkami :)
Wieczór zakończyliśmy późno w nocy na imprezie pokojowej (w końcu trzeba było spożytkować alkohol zakupiony na lotnisku), co niestety spowodowało lekką zmianę planów następnego dnia.. :)
Chęć wyspania się jednak wzięła górę, wstaliśmy trochę później niż mieliśmy, więc zamiast spaceru po plaży była kawa w Starbucksie, a potem pojechaliśmy taksówką do parku.
Na miejscu kupiliśmy bilety, wypożyczyliśmy ręczniki i szafki i byliśmy gotowi do zabawy :)
Główną część parku zajmują baseny połączone ze sobą rzekami, po których pływa się na oponach.
Do tego jest kilka zjeżdżalni, w tym największa, od której oczywiście przez przypadek zaczęliśmy i może lepiej, bo później już bym tam chyba nie weszła :)
Zjeżdżalnia nazywa się "Leap of Faith" (Akt wiary) i po wyjściu z niej przez parę minut trzęsły mi się nogi :) Jak się okazało później, fragment zjeżdżalni jest zupełnie zamknięty i prowadzi pod wodą w akwarium z rekinami :P Ale w czasie zjazdu zupełnie tego nie widać, czuć tylko prędkość i wodę :)
Zupełnie niespodziewanie miałam też okazję zobaczyć nareszcie moje wymarzone delfiny. Pływanie z delfinami było oczywiście okropnie drogie, ale okazało się, że można je sobie poobserwować, z czego oczywiście skorzystałam :)
Niestety koło 16:00 zrobiło się już chłodno, poza tym zgłodnieliśmy więc ruszyliśmy na obiad. Padło znów na japońską restaurację i owoce morza. Knajpka ta ma swoje dyżurne koty, które przesiadują pod stołami na zewnątrz i czekają na dobre serce jedzących. Oczywiście nie omieszkałam podzielić się swoimi krewetkami :)
Wieczór zakończyliśmy późno w nocy na imprezie pokojowej (w końcu trzeba było spożytkować alkohol zakupiony na lotnisku), co niestety spowodowało lekką zmianę planów następnego dnia.. :)
Jej! w Raju byłaś i z delfinami pływałaś! Super;-))
OdpowiedzUsuńNiestety nie pływałam, bo zbyt dużo pieniędzy to kosztowało... Ale kiedyś zamierzam :)
OdpowiedzUsuńA widzisz, źle przeczytałam, to przez te piękne foty;-)
OdpowiedzUsuńJejuuu ale fajnie tam :) Piasek w butach, słoneczko, woda - chyba się we mnie odzywa tęsknota za wakacjami :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i bardzo interesująca relacja :D Dla mnie taki inny świat to zupełny kosmos, nigdy nie byłam poza granicami naszego kraju ;P
OdpowiedzUsuńMy uwielbiamy podróżować dlatego staramy się wyjeżdżać w dziwne miejsca jeśli tylko jest okazja :)
OdpowiedzUsuń