środa, 29 czerwca 2011

Mediolan

Nareszcie się zebrałam, wzięłam zdjęcia od M. i jestem gotowa do relacji z wycieczki :)

Zaczęło się od czwartku, kiedy wsiadłam w samolot i ruszyłam w drogę. Okazało się, że tanie linie bardzo serio traktują bycie na miejscu na czas i zakładają w rozkładach dłuższy czas lotu niż jest potrzebny. Jako że odprawa poszła szybko, w Mediolanie wylądowaliśmy godzinę przed czasem :) Skutkiem tego to ja  musiałam czekać na M. a nie on na mnie :) Ale miło spędziłam czas pijąc kawę w parku i myśląc, że mimo tego że sporo latam, nadal fascynuje mnie fakt, że jem śniadanie w domu a kilka godzin później spaceruję po obcym kraju :)


Pochodziliśmy chwilę po mieście, trafiliśmy do dużego parku, a potem zebraliśmy się do Saronno (gdzie M. miał pracę i hotel) i wybraliśmy się poszukać miejsca na kolację. Okazało się, że jako że było to święto republiki, wszystko było pozamykane i musieliśmy udać się do restauracji koło hotelu. Jedzenie było w porządku, ale ceny już nie do końca... :) Udało nam się za to znaleźć lodziarnię z pysznymi lodami o smaku Nutelli :) Jak się okazało później, lodziarnia ta stała się żelaznym punktem każdego dnia mojego pobytu :)

Następnego dnia M. musiał niestety iść do pracy, a ja wyruszyłam do Mediolanu przetrzeć szlaki i zorientować się co powinniśmy obejrzeć razem w sobotę. Pogoda była piękna, słońce i upał, więc dzień bardzo udany, kupiłam nawet mapkę (bo nie udało mi się niestety żadnego przewodnika kupić przed wyjazdem) i obeszłam pół Mediolanu. Potem wróciłam do Saronno, odebrałam M. z pracy i poszliśmy na kolację do malutkiej pizzerii, gdzie wszyscy się znali i ludzie kupowali pizze w ilościach hurtowych :)

Sobota niestety zaczęła się deszczowo, na szczęście po śniadaniu się przejaśniło trochę i choć cały dzień popadywało czasami to było w miarę ciepło. Odwiedziliśmy prawie wszystkie żelazne punkty turystyczne w Mediolanie:
- katedrę Duomo - coś pięknego, zwłaszcza że można wejść na dach (lub wjechać windą) i podziwiać Mediolan z góry :)


- zamek Forzów


- galerię Vittorio Emanuelle II


Nie udało nam się niestety zobaczyć "Ostatniej Wieczerzy" ponieważ okazało się, że bilety trzeba rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem... No cóż, może następnym razem.

Jako że w sobotę wyczerpaliśmy listę punktów do zobaczenia, a stadion San Siro nas nie interesował, myśleliśmy długo co zrobić z niedzielą. Padł pomysł aby jechać nad jezioro Como (podobno piękne), niestety pogoda nadal nie rozpieszczała, więc podczas niedzielnego śniadania wymyśliliśmy wycieczkę na tor Formuły 1 w Monzie. Szybki wywiad w internecie i okazało się, że akurat odbywają się wyścigi starych samochodów, wzięliśmy więc parasol, kupiliśmy bilety na pociąg i ruszyliśmy.

Nie mieliśmy żadnej mapy i w sumie nie sprawdziliśmy nawet jak iść z dworca na tor, ale początkowo poszliśmy jak znaki prowadziły a po pewnym czasie zaczęło być słychać wyścigi :) Szliśmy więc dalej na azymut i dotarliśmy bez problemów. Przed wejściem zatrzymaliśmy się na chwilę żeby zrobić zdjęcia, kiedy podjechała do nas samochodem para Włochów i pytają nas czy chcemy iść na wyścigi. My na to, że oczywiście, planujemy. Na co oni, że w takim razie dadzą nam swoje wejściówki (każda warta 14 Euro), bo oni niestety mają inne plany :D Ucieszyliśmy się bardzo i weszliśmy na teren.


Ludzi nie było dużo, więc usiedliśmy na trybunie honorowej, tuż przy linii startu/mety i patrzyliśmy chwilę na wyścigi. Potem okazało się, że nasza wejściówka pozwala też wejść do boksów startowych i mogliśmy obejrzeć samochody i ich właścicieli z bliska :) Ogólnie dzień bardzo udany, wieczorem wystarczyło nam sił tylko na spakowanie (ja) oraz pizzę u znajomych panów (oboje) :)


W poniedziałek wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i M. poszedł do pracy a ja udałam się w drogę na lotnisko a potem bez przeszkód dotarłam do domu.

Uwielbiam takie spontaniczne wyjazdy i zwiedzanie nowych miejsc, relaks i swobodę w decydowaniu gdzie idziemy teraz i gdzie pijemy kawę :)

I jedynym malutkim problemem był fakt, że cały weekend się zastanawiałam czy na pewno zgasiłam świeczkę przed wyjściem z mieszkania na samolot... :)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Brak czasu

Trudno uwierzyć, że już tydzień minął od wycieczki, czas leci ostatnio jakby szybciej niż zwykle. W międzyczasie M. też już wrócił, zdążyłam zrobić następny kawałek chusty dla mamy i nawet pierwszy raz w życiu włożyłam słoik ogórków małosolnych :) Ciekawa jestem czy jadalne wyjdą, ale przekonam się najwcześniej jutro :)

Poza tym ostatnio czas spędzam głównie w pracy i na nauce niemieckiego. W czwartek mam egzamin i niby próbny poszedł mi dobrze, ale jednak trochę się stresuję. Całe wieczory oraz weekend spędziłam więc z notatkami i już mam tego szczerze dosyć. Ale w nagrodę w piątek mam imprezę integracyjną w pracy, idziemy do parku linowego, więc sobie odreaguję :)

Relacja z Mediolanu będzie oczywiście jak znajdę chwilę na przegranie i obróbkę zdjęć.

Tymczasem - miłego tygodnia :)

środa, 1 czerwca 2011

A już jutro...

M. znowu wyjechał, tym razem do słonecznej Italii, więc szybko załatwiłam sobie krótki urlop i już jutro dołączam do niego i ruszamy na podbój Mediolanu :)

Źródło: Wikipedia

Tymczasem, lecę się pakować :) Miłego weekendu!