poniedziałek, 30 maja 2011

Truskawki!!!

Nic dodać, nic ująć :)


niedziela, 29 maja 2011

FO: Tunika z Sabriny


Dawno już temu skończyłam ten sweterek i jestem z niego całkiem zadowolona, tylko rękawy mogłam zrobić ciut dłuższe. Robienie ażurka było przyjemne, tylko na końcu przy odejmowaniu oczek w rękawach musiałam się trochę nagłowić żeby wzór się zgadzał. Zrobiłam też trochę mniejszy dekolt, dzięki czemu mogę nosić sweterek bez bluzki pod spodem. Jest mięciutki, ciepły i idealnie dopasowany w pasie :)


Włóczka: Himalaya Kasmir, 3 motki (niecałe - włóczka jest baaardzo wydajna),  druty 5. 

piątek, 27 maja 2011

FO: Moja pierwsza chusta

Mało ostatnio piszę, chociaż Wasze blogi odwiedzam regularnie. Ale jakoś tak jak wracam z pracy to nie mam już ochoty siadać do komputera.
A trochę mam do nadrobienia na polu zdjęciowo-drutowym :)

Na pierwszy ogień pójdzie więc moja pierwsza drutowa chusta: Simple Yet Effective Shawl. Był to super wybór, jako że wzór prościutki i mogłam przy okazji nauczyć się ogólnego mechanizmu tworzenia chust. Zaczyna się od kilku oczek i idzie szybko, ale potem rzędy robią się coraz dłuższe :) Ale jest to bardzo przyjemne, no i ta świadomość że nie trzeba potem nic zszywać... :)


Włóczka to Lana Grossa Balino, 3 motki, druty nr 5.

Robienie chusty tak mi się spodobało, że już się wzięłam za następną, zdecydowanie trudniejszą, możecie obejrzeć w okienku "Na drutach" powyżej. Planuję skończyć ją przed 24 czerwca i dać w prezencie mamie na imieniny :) Mam nadzieję, że dam radę, chociaż jestem mniej więcej w jednej trzeciej i już teraz jeden rząd zajmuje mi jakieś 20 minut :)


środa, 4 maja 2011

Nareszcie przyszedł maj

Nie sądziłam, że aż tyle czasu zajmie mi opisanie wakacji :) Na swoją obronę mogę powiedzieć że ostatni dłuższy tekst po polsku pisałam w liceum i trochę wyszłam z wprawy...

Tymczasem jest już maj, w sobotę wrócił M. i nareszcie nie jest tak pusto w domu. Oczywiście żeby nie było tak różowo, za dwa tygodnie znowu wybywa, tym razem do Austrii, na tydzień lub dwa... Ciężko tego chłopaka na miejscu utrzymać :P

Czy widzieliście wczoraj ten śnieg za oknem? I to w centralnej Polsce, nie mogłam uwierzyć. Mam nadzieję, że to już ostatni śnieg tej wiosny. Zwłaszcza, że jutro przychodzą dekarze zmieniać dach na domu moim rodzinnym i mam nadzieję, że ich tam nie zasypie.

W trakcie kiedy tworzyłam moją relację, wytrwale też dłubałam na drutach i mam kilka nowości, podzielę się zdjęciami wkrótce, jako że M. przywiózł już ze sobą dobry aparat. Zaopatrzyłam się też w pierwszą książkę o robieniu zabawek na drutach, więc planuję już prezenty gwiazdkowe dla młodszej części rodziny :)

Miłego dnia!

Dubaj, dzień 7

Był to już niestety ostatni dzień moich wakacji. Zaczęłyśmy od wycieczki taksówką na drugi koniec miasta w celu obejrzenia jedynego meczetu w Dubaju dostępnego dla turystów. Co tydzień we wtorek organizacja zajmująca się szerzeniem kultury muzułmańskiej organizuje zwiedzanie meczetu podczas którego przewodnik opowiada o Islamie.


Na miejscu okazało się, że moje spodnie do połowy łydki są za krótkie i dostałam czarną suknię, żebym mogła wejść do meczetu. Wszystkie kobiety musiały też zakryć włosy. Przewodnikiem okazała się Brytyjka, która 20 lat temu poznała muzułmanina i wyszła za niego za mąż. Po pewnym czasie przyjechała za nim do Dubaju oraz przeszła na Islam. Opowiadała jak to elementy które my uważamy za męczące i dziwne są tak naprawdę przyjazne kobietom i bardzo wygodne. Na przykład nie trzeba się codziennie rano zastanawiać w co się ubrać, bo i tak nikt nie widzi co mają pod czadorem :) Albo że burki są przydatne, bo osłaniają oczy przed słońcem. Niby ta jej opowieść nie była nachalna, ale jakoś tak nie zauważała problemów jakie mają muzułmanki w Afganistanie czy Iranie. Ciężko mi było uwierzyć w to, że tak jest łatwiej i wygodniej i że te wszystkie restrykcje i wymagania tak naprawdę chronią kobiety.


Zaraz obok meczetu był kawałek publicznej plaży, więc przespacerowałyśmy się kawałek, potem spróbowałyśmy załapać się na autobus ale się nie udało, więc taksówką pojechałyśmy na drugi koniec miasta do Mariny.



Luksusowe jachty, designerskie butiki i koszmarnie drogie hotele :)

Upał dawał się już porządnie we znaki, do tego ta okolica to wielki plac budowy więc spacerowanie nie należało do przyjemnych. Do tego zgłodniałyśmy już, więc postanowiłyśmy wrócić do hotelu. Po lunchu musiałam się spakować, a potem ostatnie chwile w hotelowym basenie i jacuzzi :)
Potem kolacja z M. i podróż na lotnisko. Okazało się, że zaraz po wejściu na lotnisko jest już kontrola i musieliśmy się pożegnać (potem się okazało, że nie-pasażerowie mogli jednak wejść dalej).

W samolocie wybrałam sobie miejsce przy przejściu w dwusiedzeniowym rzędzie. Tuż po starcie okazało się, że mojemu sąsiadowi nie działa dźwięk w telewizorku, więc pani stewardesa przeniosła go na inne miejsce i dzięki temu miałam dwa miejsca dla siebie :) Nawet udało mi się trochę wyspać.

Potem przesiadka w Paryżu z kubkiem kawy i wsiadłam w samolot do Warszawy i tak zakończyły się wakacje :)


Ech, strasznie długo zajęło mi spisanie tych kilku dni...
Podziwam wszystkich którzy dotrwali do końca relacji :)